Chazy Chazz
PostWysłany: Nie 12:14, 02 Paź 2005    Temat postu: Zjawiska niewyjaśnione - tajemniczy rozstaj dróg

Poniższa historia zawiera w sobie dwa wątki. Pierwszy jest zwieńczeniem naszych rocznych badań nad zbiegami okoliczności (analizowania wiedzy pewnego manuskryptu, tłumaczącego dokładnie istotę zbiegów okoliczności). Drugi zawiera aspekt bardziej magiczny. Często tak bywa, że jedno z drugim się łączy, czego wynikiem jest to co będzie opisane poniżej.

Był początek maja 2002. Razem z moim przyjacielem Maćkiem "Mystic" (człowiek z "branży") wybraliśmy się w popołudniowych godzinach na wycieczkę rowerową do lasu. Jechaliśmy przed siebie leśną wyboistą drogą. Co kilkaset metrów droga się rozdzielała, więc mieliśmy szeroką gamę możliwości obrania "właściwego" kierunku. Nie mieliśmy żadnego konkretnego fizycznego celu wyprawy. Co jakiś czas skręcaliśmy w kolejne leśne dróżki. Wybór kierunku zależał od wielu czynników. Przy rozjazdach zatrzymywaliśmy się na kilka chwil i analizowaliśmy otoczenie (pod względem psychicznym i parapsychicznym: odczucia, obserwacja terenu, energii, chęci do jazdy tu a nie tam itp.). Po ok. godzinie jazdy w końcu za bardzo nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy. Co jedynie odczyt z licznika wskazywał, że przejechaliśmy ok. 10km. Przez jakiś czas jechaliśmy dzikim lasem, aż w końcu dojechaliśmy do jakiejś konkretniejszej dróżki. Potem dalej, znowu rozjazd... Pod koniec dość monotonnej jazdy postanowiliśmy zaszaleć i przyspieszyliśmy. W końcu trzeba się czasem wytłuc dla odprężenia Wink. Jak to czasem z nami bywa, szaleństwo niekiedy kończy się nieplanowo i w pewnym momencie Maciek w dość efektowny sposób "zaliczył glebę" Wink. Krzyknąłem z kilkunastu metrów by wstał i ruszył "cztery litery". On jednak leżał spoglądając cały czas w jedno miejsce. Podjechałem do niego i zapytałem na co się tak patrzy. Wskazał drzewo w oddali. Powiedziałem mu żeby sobie nie zawracał gitary jakimś drzewem, bo po pierwsze nie jest na naszej trasie (droga powrotna biegła w przeciwnym kierunku), po drugie było już trochę późno, a my byliśmy kawałek od miasta. Po chwili jednak, mieliśmy gdzieś wszystkie "przeciw" i podjechaliśmy do drzewa. Rozejrzeliśmy się wokół. Drzewo znajdowało się dokładnie na rozstaju 3 dróg prowadzących w głąb lasu. Stało także w miejscu gdzie zaczynał się las. Rozejrzeliśmy się i zauważyliśmy, że jesteśmy ok. kilometra od pewnej dość dziwnej wioski. Dziwnej dlatego, bo słyszeliśmy o niej już wiele razy różne historie. Ogólnie chodzi o to, że mieszkają tam nieprzyjemni ludzie. Ktokolwiek przez nią przejeżdżał, mówił, że wszyscy "zabijali" go wzrokiem (nie chodzi o nieufne spojrzenia miejscowych na zamiejscowych). W tej wiosce rzadko kto się uśmiecha, ludzie chodzą jakby w amoku itd. Kilka lat temu, gdy miałem kontakt ze znawcą historii naszych okolic, mówił mi między innymi o tej specyficznej miejscowości. Mówiąc najkrócej, dawno temu wieś ciągnęła się wgląd lasu. Była to dość duża wioska. Jednak kilkaset lat temu miał w niej miejsce masowy mord czy coś w tym stylu. Do dzisiaj podobno można spotkać groby w środku lasu. W każdym razie tamte okolice nie należą do "najszczęśliwszych historycznie". Ale wróćmy do głównego wątku. Po dojechaniu do drzewa od razu poczuliśmy coś dziwnego (myślę, że wiecie o co chodzi). Z tym drzewem było coś nie tak. Maciek podobnie do mnie zajmuje się parapsychologią i wyczuwa "te rzeczy". Usiadł jakby mu coś nagle wyssało 95% życia i zapaliliśmy papierosy. Siedział, a ja rozglądałem się wokół analizując teren. Dawno temu jeden zaprzyjaźniony mistrz Feng-Shui uczył mnie analizowania terenu pod względem energii. Od razu zauważyłem pewną prawidłowość. Otóż większość drzew wokół naszego obiektu zainteresowania jakby "uciekało" od niego. Mówiąc najkrócej, w miejscu gdzie stoi drzewo znajdowało się potężne skupienie jakiejś energii. Co gorsza, wątpliwe by ta energia była pozytywna. Po wypaleniu podeszliśmy do drzewa, przyłożyliśmy ręce i nagle poczuliśmy potężny powiew zimna. Mniej więcej wyglądało to tak, jakby "COŚ" przez nas przeszło. Poczuliśmy się bardzo niepewnie. Chwilę po tym zauważyliśmy coś, co nas nieco zaintrygowało. Otóż w jednym miejscu w drzewo były powbijane gwoździe (po mocnym ordzewieniu można domniemać, że mają dziesiątki lub setki lat). Żadna rewelacja, ale po co ktoś powbijał gwoździe w drzewo przy skraju lasu ? To był dopiero początek zdziwienia. Po chwili dostrzegliśmy coś jeszcze bardziej zastanawiającego. Niedaleko normalnych gwoździ, w miejscu gdzie znajduje się jakby "oczko" (nagi fragment drzewa, bez kory) wystawał fragment wielkiego dziwnego kwadratowego gwoździa zakończonego w kształcie litery T. Biorąc pod uwagę ogólny niepewny nastrój, nie było to nic przyjemnego dla oczu. Niby nic wielkiego, a jednak było w tym coś przerażającego. To tak jakby ktoś wbił ogromny gwóźdź w serce drzewa. Ten wielki gwóźdź był również mocno zardzewiały (wg nas miał spokojnie ponad 100 lat). Był tez zagięty, tak by nie dało się go wyjąć. To nie koniec odkryć. Po chwili ujrzeliśmy wyżej w drzewie jeszcze coś. Po wdrapaniu się, okazało się, że była to mocno zardzewiała blaszka z wizerunkiem Matki Boskiej. Właściwie była wrośnięta w drzewo, co świadczy o tym, że podobnie do wielkiego gwoździa, pewnie jest tam już od dziesiątek lub setek lat. Sumując wszystko, pewnym jest, że nie jest zwykłe drzewo. Te przedmioty nie zostały umieszczone w drzewie bez celu. Dawno temu, gdy przerabiałem stare magiczne obrządki, natknąłem się na zapiski o takich miejscach. Mówiąc w skrócie, w czasach wiedźm i tępienia czarnoksięstwa bywał zwyczaj "przygważdżania" dusz. To był jeden z najskuteczniejszych sposobów uwięzienia duszy maga, czarownicy lub jakiegoś złoczyńcy. Zwłoki grzebano na rozstajach dróg, następnie wbijano wielki gwóźdź w ziemie lub drzewo (jeśli tam było) co stanowiło ostrzeżenie dla wszystkich. Ponadto jak to bywa na rozstajach, mnóstwo ludzi się tamtędy przewijało i w ten sposób wg magii owa dusza nigdy nie mogła zaznać spokoju.

Wracając do naszej przygody, postanowiliśmy zbadać nieco dokładniej to miejsce i skupienie tej energii. Ponownie przyłożyliśmy ręce do drzewa i postanowiliśmy wykonać jeden z naszych standardowych zabiegów rozpoznawczych. Po wejściu w lekki trans, planowaliśmy cofnąć się myślami do czasów umieszczenia tych przedmiotów w drzewie. Jednak w tym samym momencie zebrała się bardzo silna energia, która odepchnęła nas od drzewa. Było to zabezpieczenie ochronne tego miejsca strzegące jego tajemnicy. Po przejściu przez tę barierę kontynuowaliśmy nasz zabieg, w czasie którego skontaktowaliśmy się z duchem uwięzionym w tym miejscu. Co do ducha, mówiąc najkrócej nie był to duch złego człowieka. Po zebraniu niezbędnych informacji postanowiliśmy go uwolnić. To nam wystarczyło by wykonać rytuał. Po wykonaniu rytuału, nagle stało się coś co było chyba najciekawszym fizycznym zaskoczeniem tamtego dnia. Otóż dokładnie w momencie zakończenia naszych działań, nagle nie wiadomo skąd zleciało się kilka kruków. Nadleciały dokładnie nad drzewo, porobiły kilka kółek kracząc przy tym doniośle , jakby były czymś przerażone i odleciały w stronę lasu. To było bardzo zaskakujące i spektakularne. W sumie pierwszy raz widzieliśmy tak blisko tyle kruków. Poczuliśmy nagle, przypływ bardzo pozytywnej energii. Dla pewności czy wszystko jest OK wezwałem mojego anioła stróża (przewodnika duchowego), który oznajmił nam, że uwolniony duch bardzo dziękuje za zdjęcie klątwy i ma wobec nas dług wdzięczności. Jednak uwolnienie ducha to jedno, a potężne skupienie złej energii w tamtym miejscu to druga sprawa. Tę zagadkę na razie pozostawimy nie odkrytą. Pewnie kiedyś zajmiemy się tym szczegółowiej.

Sumując całą historię, pewnym jest, że w tamten dzień jakkolwiek byśmy nie pojechali, na pewno dotarlibyśmy do tamtego miejsca, oczywiście pod warunkiem wyczulenia umysłu na "wiadomości i drogowskazy z góry", których odczytanie zaprowadziło nas dokładnie w tamto miejsce. Tak jak mówi wiedza manuskryptu, o którym pokrótce mowa na początku, cały czas jesteśmy zalewani "wiadomościami" na wyższym poziomie percepcji. Wystarczy mieć o tym pojęcie oraz umiejętnie odczytywać te wiadomości, wówczas odkryjemy niesamowity świat przeważnie niedostrzegany przez większość ludzi, a bardzo pomocny w życiu codziennym. Ten rozstaj dróg to tylko kawałek układanki, która czeka na złożenie. Po jej złożeniu na pewno będziemy bogatsi o wiedzę potrzebną do zrozumienia zjawisk paranormalnych, którymi się zajmujemy. Natomiast wątek z duchem uwięzionym na rozstaju i zabiegiem uwolnienia go, to lekcja dla Maćka, który akurat wtedy był w okresie przechodzenia z teorii do praktyki w zabiegach uwalniania siebie oraz innych od złych mocy, duchów itp. Więc to co się tam działo, było dla niego niczym lekcja "na zamówienie", a dla nas obu kolejnym wartościowym doświadczeniem.
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
   

Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group