|
|
BaunS!!! rap,hh,rege,d.n.b,techno sam hardcore
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Chazy Chazz
Administrator
Dołączył: 21 Wrz 2005
Posty: 379
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USTKA CITY
|
Wysłany: Nie 12:19, 02 Paź 2005 Temat postu: Zjawiska niewyjaśnione - Mroczna wyprawa do lasu |
|
|
Jest to historia nadesłana przez czytelniczkę z okolic naszego województwa. Wszystkie imiona zostały zmienione. Reszta jest dokładną kopią maila.
Mam na imię Anka i mieszkam w Skarżysku Kam. Pewnie wiecie gdzie to jest, bo to bardzo blisko Ostrowca Św. (40km). Przeczytałam wasze opowiadanie o "dziwnym drzewie" na rozstaju dróg i od razu skojarzyła mi się historia, którą przeżyłam 2 lata temu.
Otóż pewnego sierpniowego wieczoru roku 2001 wraz z moimi przyjaciółmi miałam ognisko. Impreza odbywała się przy zalewie położonym na skraju miasta. Około godziny 1, postanowiliśmy urządzić sobie nocną wycieczkę motocyklową. Jej celem miało być tak zwane "drzewo przy którym straszy", rosnące przy leśnej drodze łączącej Majdów ze Skarżyskiem, którą ludzie jeszcze za świetności Zakładów Metalowych "MESKO" chodzili pieszo do pracy. Historię tego drzewa znają przeważnie mieszkańcy okolic zalewu. Ja wraz z moimi przyjaciółmi wiedzieliśmy tylko tyle, że na tym drzewie powiesił się niegdyś jakiś nie szczęśliwy człowiek - to z opowiadania. Z własnego doświadczenia pamiętaliśmy to, że będąc na zimowym kuligu konie żadną siłą nie dały się zaciągnąć w pobliże tego miejsca, a tym bardziej przejechać obok niego. Poza tym krążyły o tym miejscu jeszcze inne historie. Ja osobiście nocą miałam być tam po raz pierwszy. Leśna droga ciągnie się przez ładnych kilka kilometrów, natomiast drzewo rośnie mniej więcej 2 kilometry od wjazdu. Pierwsze problemy zaczęły się już po kilkuset metrach. Kolega, który jechał przodem na dość dużym motocyklu i który najbardziej (oczywiście poza mną) kpił z tego miejsca, nagle zatrzymał się. Z niewiadomego powodu jego motocykl zatrzymał się w miejscu blokując koło. Wszyscy zsiedliśmy z motocykli i zaczęliśmy przy świetle latarki szukać awarii. Przez chwile myśleliśmy, że motocykl po prostu się zatarł jadąc na dość wysokich obrotach po bardzo błotnistym terenie i że czeka nas toczenie ciężkiej maszyny . Tym bardziej, że motor ten nie był przystosowany do jazdy po takim terenie. Po chwili jednak okazało się, silnik po prostu nie dostał benzyny choć bak był pełny. Na szczęście moi koledzy bardzo szybko poradzili sobie z tym problemem. Dziwne było to, że był to motocykl praktycznie bezawaryjny i w takiej chwili odmówił posłuszeństwa. Jeszcze dziwniejszą rzeczą było to, że kilkadziesiąt metrów dalej mój chłopak jadąc ze mną jako pasażerką, nagle stracił panowanie nad motocyklem i znaleźliśmy się na ziemi. Dziwne również było to, że w tym miejscu droga była wyjątkowo równa, oświetlona długimi światłami pozostałych 2 motocykli, a tylna opona motocykla jak to w chopperach niesamowicie gruba i stabilna. Ale to nic...w końcu w lesie na motocyklu o wypadek nie trudno....chociaż było to bardzo, bardzo dziwne. Przez chwile mieliśmy zamiar wracać z powrotem, ale kolega który jechał wtedy już jako pierwszy, a któremu nic się do tej pory nie zdarzyło bardzo nalegał podśmiewając się przy tym z nas. Faktycznie...dalsza droga przebiegła już spokojnie, a przynajmniej do jakiś 3-4 metrów przed drzewem. Wtedy to Radek - ten który jechał przodem - zatarł silnik. Nie było już wtedy wyjścia. Albo przez resztę nocy pchać motocykl z powrotem, albo przenocować w lesie. Kolega dopchał motocykl i postanowiliśmy rozłożyć śpiwory przy drodze. Korzystając z okazji wzięłam latarkę i postanowiłam przyjrzeć się drzewu. O ile dobrze pamiętam na dole wyglądało on tak jak by było puste w środku lecz było bardzo wysokie i pięło się znacznie wyżej niż pozostałe drzewa w lesie. Na drzewie wisiał różaniec i co zwróciło moją uwagę, na "gołym" miejscu drzewa wbity był obrazek religijny przedstawiający matkę boską lub jakąś inną postać religijną. Teraz po przeczytaniu Waszej historii przypominam sobie również gwóźdź i to taki sam jaki wy opisujecie w swojej opowieści !!! Jego kształt był dziwny ale w świetle latarki wyglądał na bardzo stary. Pamiętam, że na drzewie tyle, że dużo wyżej wisiała drewniana, mała budka przypominająca bardzo mały karmnik dla ptaka. Była ona za wysoka żebyśmy mogli sprawdzić co w niej jest. Ogólnie rzecz biorąc to drzewo było wyróżniające się ale jego widok nocą nie był warty tych wszystkich problemów jakie nas spotkały. Postanowiliśmy położyć się spać. Około godziny 3 może 3.30 nagle zrobiło się niesamowicie zimno, słyszeliśmy odgłosy jakiś zwierząt, ale uznaliśmy to za normalne w lesie. Z oddalonej wsi słyszeliśmy szczekanie psów. Atmosfera stała się jeszcze bardziej nieprzyjemna niż do tej pory. Chwile potem usłyszeliśmy z oddali kroki. Dochodziły one z kierunku wsi. Widziałam, że chłopakom tak samo jak mi żołądek podskoczył już do gardła. Michał (mój chłopak) poświecił latarką w tamtym kierunku. Mniej więcej w odległości 30 metrów, może troszkę mniej lub więcej w naszym kierunku szedł mężczyzna. Gdy zbliżył się na odległość kilku metrów od nas, Michał poświecił na niego raz jeszcze. Był on ubrany w robocze ubrania jak by nie z naszych czasów, co dziwniejsze gdy Michał poświecił na jego twarz latarką nie przymrużył oczu, co więcej nawet się na nas nie spojrzał. Uznaliśmy wtedy, że on boi się pewnie tak samo nas jak my jego. Chwile posiedzieliśmy w napięciu aż zniknął nam z oczu. Chwile potem Rafał nagle wstał i podszedł do drzewa. Podeszłam razem z nim. Radek i Łukasz w tym czasie mocniej zawijali się w śpiwory. Teraz od drzewa czuć było silny zapach krwi. Gdy podeszliśmy bliżej i Michał oświetlił drzewo zobaczyliśmy, że spływają z niego strumienie krwi!!! W każdym razie tak to wyglądało i taki miało zapach!! Odskoczyliśmy od drzewa jak oparzeni. Po chwili podbiegli do drzewa Łukasz i Radek. Ich reakcja była taka sama jak nasza. Z ogromną paniką zaczęliśmy się pakować. Całą drogę powrotną, która trwała aż do rana, bo Radek pchał zawzięcie swoją WSK, przebyliśmy w milczeniu. Najdziwniejsze było to, że po drodze nie spotkaliśmy mężczyzny, który nas wcześniej mijał. Wtedy uznaliśmy, że jest to jeden z bardzo niewielu już teraz pracowników "MESKO", który samotnie rankiem szedł do pracy do zakładów. Jednak oprócz drogi, którą my jechaliśmy raczej nie ma tam innego połączenia wsi ze Skarżyskiem. Aż do momentu wyjścia z lasu nie odezwaliśmy się na ten temat ani razu, dopiero gdy spotkaliśmy się następnego dnia zaczęliśmy się zastanawiać co to mogło być i czy to czasem nie było nasze przywidzenie. Do tej pory tego nie wiemy.
Z tego co wiemy autorka tekstu nigdy więcej nie pojechała w tamto miejsce i nie ma zamiaru tam jechać. My planujemy zbadać to drzewo, porobić zdjęcia itd. Jednak najwcześniej na wiosnę, gdy się zrobi ciepło i gdy załatwimy jakiś środek transportu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|